Strona:PL Zola - Płodność.djvu/1064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

godzinę, naraz znalazł się wobec tych dwu trupów zakrwawionych, które Wiktor Moineaud podjął był przed chwilą i ułożył tuż obok siebie!
Oniemiały, zlodowaciały wysłuchał bezładnego opowiadania swego syna Dyonizego, który nadiegł był posłyszawszy, że maszyny stanęłybwobec dreszczu śmierci, o niepojętem nieszcześciu, o tych dwóch ofiarach, które znaleziono zdruzgotane, leżące jedna na drugiej, starym rachmistrzu, maniaku i jakimś młodym człowieku, co spadł zkądsiś tu jak z nieba, którego nikt nie znał nawet.
Mateusz wszakże odrazu poznał Aleksandra a jeśli milczał przerażony, osłupiały, pobladły, to dlatego tylko, że nie chciał nikogo przypuszczać do tajemnicy, nawet swego syna, wobec domysłów dopiero, co do których nie nabył jeszcze zupełnej pewności, domysłów przerażających, jakie w nim powstawały z pośród tylu ciemności.
Słuchał z wzrastającym niepokojem opowiadania tych kilku faktów pewnych, stwierdzających jego domniemania: o lampach pogaszonych, drzwiach baryery zawsze zamykanych, które wtajemniczony tylko mógł otworzyć, odsunąwszy zamykający je rygiel, unieruchomiony za pomocą ukrytej sprężyny.
I nagle, kiedy Wiktor Moineaud zwrócił jego uwagę, że stary rachmistrz z pewnością spadł pierwszy, ponieważ jedna noga młodego leżała na jego brzuchu, myśl jego przeniosła się o czter-