Strona:PL Zola - Płodność.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czenie handlowego domu, dotychczas się tego ustrzegłem i daję ci słowo, że z żadną z pracujących u mnie dziewczyn nie wdawałem się w umizgi. Jak widzisz, surowo siebie krytykuję, że zachciało mi się odstąpić od prawidła. Ale, cóż chcesz?... ta jasnowłosa dyablica rozpaliła mi krew w żyłach swojem pulchnem, białem ciałem, swoim dziwnym chichotem, jakby ją wiecznie łechtano.
Poraz pierwszy zwierzał się w ten sposób przed Mateuszem, dotąd był powściągliwy w tym przedmiocie, jak pijak, unikający rozmowy o trunkach. Od czasu jak Mateusz został jego kuzynem, żeniąc się z Maryanną, Beauchêne znał szczegółowo jego życie, wiedział, jak serdecznie i całkowicie jest przywiązany do żony, zatem osądził go za niewłaściwego powiernika swoich pozadomowych hulanek, uważał go za źle przygotowanego do pobłażliwości a tem mniej do bawienia się z nim razem. Lecz teraz czuł potrzebę zwierzenia się przed nim, więc go silniej przytrzymał ramieniem i zaczął mu zcicha spowiadać się, chociaż język trochę mu się plątał. Mówił do ucha, jakby w obawie, że go przechodnie bulwarowi mogą podsłuchać:
— Domyślasz się, że to się rozpoczęło w sposób nieznaczny... prawie nie zważałem na jej kręcenie się około mnie... poprostu wabiła mnie oddawna.. Mówiłem nawet sam do siebie, gdym dostrzegł jej manewra: „Ty, moja kochana, próż-