Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Maksym potknął się o gorset, omal nie upadł, spróbował roześmiać się. Ale dygotał cały wobec surowej, twardej twarzy Renaty. Postąpiła ku niemu, popychając go i mówiąc cichym głosem:
— A więc żenisz się z garbusem?
— Ale ani myślę — wyszeptał. — Kto ci to powiedział?
— Eh, nie kłam, to bezpotrzebne...
Głuchy bunt podniósł się w nim. Niepokoiła go, zapragnął raz z nią skończyć.
— A więc tak, żenię się z nią. I cóż dalej?... Alboż nie jestem panem moich czynności?
Postąpiła o krok ku niemu, z głową nieco w dół pochyloną, z szyderczym, złośliwym śmiechem i chwytając go za obie ręce zawołała:
— Panem, ty panem!... Dobrze to wiesz, że nie. To ja tu jestem panem jedynie. Połamałabym ci ręce, gdybym była złą z natury; toć ty nie masz więcej siły od wątłej dziewczyny.
A ponieważ chciał się wyrwać, ścisnęła mu silnie ręce u kostek, z całą gwałtownością nerwową, którą obudził w niej gniew. Wydał krzyk lekki. Wówczas puściła go i mówiła dalej:
— Nie próbujmy bić się, widzisz, ja zawszebym zmogła.
Stał pobladły, wściekły i pognębiony wstydem tego bólu, który czuł u swych dłoni. Patrzał na nią jak przebiegała tam i napowrót gabinet. Ona potrącała meble, zastanawiając się znać, układa-