Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/411

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nowało go tem więcej, że rzuciwszy okiem po swojem ubraniu, aby się przekonać czy porządnie wygląda spostrzegł na rękawie fraka ślad małej białej rączki, którego nie śmiał już teraz zetrzeć. Pochylił się głębokim ukłonem i wybąknął coś niezrozumiałego.
— Prawdziwie — ciągnął dalej minister, zwracając się do pana Toutin-Laroche, barona Gouraud i innych osób otaczających go — całe to złoto było czarownem widowiskiem... Dokazalibyśmy wielkich rzeczy, gdyby tak pan Hupel de la Noue bił dla nas pieniądze...
Było to w języku ministeryalnym żywcem toż samo, co panowie Mignon i Charrier wypowiedzieli po prostu.
Wówczas pan Toutin-Laroche i inni poczęli mu asystować, opierając się na ostatnich słowach ministra: Cesarstwo i tak już dokazało cudów; nie złota to mu brakło, dzięki wysokiemu doświadczeniu władzy; nigdy chyba Francya nie zajęła piękniejszej pozycyi w obec całej Europy. I panowie ci płaszczyli się tak okropnie, że sam minister zmienił w końcu przedmiot rozmowy. Słuchał ich ze spuszczoną głową, z kącikami ust nieco wzniesionemi w górę, co nadawało szerokiej jego białej twarzy, wygolonej starannie wyraz powątpiewania i uśmiechnionej pogardy.
Saccard, który chciał naprowadzić rozmowę na oznajmienie małżeństwa Maksyma i Ludwiki, manewrował, żeby znaleźć zręczne przejście. Udawał wiel-