Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ta uśmiechnęła się. Patrzała na barona Guarand, który zdał się odmłodzonym istotnie w swym fotela. Pani Sydonia, widząc gdzie biegły jej spojrzenia, pochyliła się i szeptała jej w ucho, tak, żeby dziecko nie posłyszało:
— Czy dotrzymał?
— Tak — odpowiedziała młoda kobieta omdlewająco, odgrywając do złudzenia rolę almei. — Wybrała u sobie domek w Louvecienne i otrzymałam już dowód własności od jego adwokata... Ale zerwaliśmy już z sobą, nie widuję go...
Ludwika miała słuch szczególniej delikatny, tam zwłaszcza, gdzie chodziło o podchwycenie tego, co przed nią ukryć chciano. Popatrzała na barona Gouraud z wyzywającym wyrazem pazika i rzekła spokojnie do pani Michelin:
— Czy pani nie uważa, że ten baron jest okropny, ohydny prawdziwie?
Potem dodała, wybuchając śmiechem:
— Nieprawdaż pani, jemu powinni byli powierzyć rolę Narcyza. Wyglądałby przecudnie w bladozielonych trykotach...
Widok Wenus, tego zakątka rozkoszy Olimpu, w samej rzeczy ożywił starego senatora. Zachwytem błyszczące jego oczy obiegały salę, wpół obrócony winszował Saccardowi. W zgiełku, który napełniał salon, gromadka poważnych mężów w dalszym ciągu rozmawiała o interesach i polityce. Pan Haffner mówił, że mianowany został prezydentem sądu, utworzonego do regu-