Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/401

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

promieniem elektrycznym, umiejętnie skierowanym na scenę przez jedno z okien od ogrodu, gaza, koronki, wszystkie te powiewne lekkie materye przezrocze spływały tak doskonale harmonijnie z ramionami i trykotami, że różowawa ta biel zdawała się żyć i że nie wiedziało się już czy te panie nie posunęły czasem plastyki prawdy aż do zaniechania zupełnie trykotów.
To była tylko apoteoza; dramat rozgrywał się na pierwszym planie. Na lewo Renata, w roli nimfy Echo, wyciągała ramiona ku potężnej bogini, z głową nawpół zwróconą w stronę Narcyza, błagalna, jakby go chciała skłonić, aby popatrzał na Wenus, której sam widok zapala straszliwe serca płomienie; ale Narcyz, stojący po prawej stronie, odmawiał gestem jej prośbie, oczy przysłaniając ręką, stał zimny jak bryła lodu. Kostiumy dwu tych osób nieskończony kłopot sprawiały wyobraźni pana Hupel de la Noue. Narcyz, w postaci pół-boga leśnego, miał na sobie kostyum idealnego myśliwca, trykot zielonkawy, krótka westka przystająca, gałązka dębu we włosach. Suknia nimfy Echo była sama w sobie już kompletną alegoryą; były na niej wielkie drzewa, wielkie góry, miejsca, gdzie głosy Ziemi i Powietrza odpowiadają sobie wzajem; była skałą ze względu na biały atłas swej sukni, lasem — z przepaski z liścia, która okrążała stan jej, niebem przeczystem przez mgłę niebieskiej gazy stanika. A wszystkie grapy zachowywały nieruchomość posągów, cielesna nuta