Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/377

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielki ogień. Pokojówka wyjmowała jej szpilki z włosów, zabierała po kolei różne części stroju, nie śpiesząc się bynajmniej. Maksym, znudzony, machinalnie wziął w rękę koszulę, która leżała obok na krzesełku i ogrzewał ją przed ogniem, pochylony, rozszerzywszy ręce. On to zazwyczaj w dniach ich szczęścia, oddawał drobną tę usługę Renacie. Rozrzewniła się widząc jak ostrożnie trzymał nocną jej koszulę przed ogniem. Potem, kiedy Celestyna marudziła jeszcze, nie mogąc skończyć:
— Bawiłaś się dobrze na tym balu? — spytał.
— Oh, nie, wiesz, zawsze jedno i to samo — odpowiedziała. — Zawiele ludzi, ścisk prawdziwy.
Odwrócił koszulę, która ogrzała się już z jednej strony.
— Jaką tualetę miała Adelina?
— Suknię malwowego koloru, dość źle obmyśloną... Mała jest a przepada za wolantami.
Mówili o innych kobietach. Teraz Maksym parzył sobie ręce koszulą.
— Ależ ty ją przypalisz — ozwała się Renata, której głos miał pieszczotliwość macierzyńską.
Celestyna wzięła koszulę z rąk młodzieńca. Podniósł się, poszedł popatrzeć na wielkie szaroróżowe łoże, zatrzymał przyglądając uważnie jednemu z haftowanych bukietów obicia, aby odwrócić głowę i nie widzieć obnażonych piersi Renaty. Było tu instynktowne uczucie. Nie uważał się już za kochanka, nie miał prawa widzieć. Na-