Strona:PL Zola - Odprawa.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chaniczny, który bije skrzydłami i co godzina woła na biednego księcia: kuku! kuku!

Renacie wydał się wielce komicznym ten żart wyemancypowanej pensyonarki. Kiedy przybyli na miejsce a Maksym zabierał się ją żegnać, rzekła mu:

— Nie zajdziesz? Celestyna z pewnością przygotowała mi jaką zakąskę.

Wszedł ze zwykłą niedbałością. Na górze niebyło żadnej zakąski a Celestyna spała. Renata musiała zapalić sama świece w trójramiennym świeczniku. Ręka jej drżała cokolwiek.

— Ta głupia dziewczyna — mówiła o swojej pannie służącej — widocznie źle zrozumiała moje rozkazy... Ani sposób, abym się mogła rozebrać sama.

Przeszła do swej gotowalni. Maksym poszedł za nią, opowiadając jej jakiś nowy dowcip Ludwiki, który mu się przypomniał w tej chwili, spokojny, jak gdyby się zasiedział u przyjaciela, szukając już swojej cygarnicy, żeby zapalić cygaro. Ale tu, skoro postawiła tylko kandelabr na tualecie, odwróciła się nagle i padła w objęcia młodego chłopca, niema i drażniąca, przyciskając swe usta gorące do ust jego.

Apartament osobisty Renaty był gniazdeczkiem z jedwabiu i koronek, istnym cudem zalotnego zbytku. Buduarek maleńki poprzedzał sypialnię. Oba te pokoje stanowiły niemal jedno, lub przynajmniej buduar był jakby progiem tylko sypialni, wielkiej alkowy, zastawionej szezlongami i zam-