Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nareszcie, pewnego wieczora, dziwny szmer doszedł jej uszu. Lekki, cichy. Po chwili powtórzył się znowu. Był to jakby nieznaczny, daleki odgłos kroków, a może tylko ruch powietrza, wskazujący czyjąś obecność. Spełniało się nieokreślone życzenie jej serca. Może święty Jerzy schodził z witrażu, by zbliżyć się ku niej? Nawet światło w kaplicy zbladło, i postać świętego zamgliła się i zatarła. Tego wieczora szmery nie powtórzyły się więcej. Ale nazajutrz o tej samej godzinie usłyszała wyraźne kroki. Nie wiedziała skąd dochodzi ten odgłos: może z ogrodu Voincourt, a może z Opactwa, gdzie krzewy bzu wydawały odurzający zapach? W ciemnościach nic nie mogła odróżnić, tylko cichy szmer dochodził jej uszu, a bzy silniej pachniały, zmieszane z oddechem. Co wieczór teraz słychać było pod balkonem kroki, i otoczona powiewem nieznanego, Anielka omdlewała z wrażenia.
Następnych wieczorów zaczął się ukazywać wąski sierp księżyca. Ale znikał wraz z zachodzącem słońcem, krył się za murami katedry, jak oko, na które nagle opuszcza się powieka. Anielka czekała z niecierpliwością, aż księżyc rozświetli głęboką ciemność. Rzeczywiście Clos-Marie występowało już teraz z mroku: widać było stary młyn, kępki drzew i strumyk. Marzenie stało się ciałem. Jakiś cień poruszał się w świetle księżyca. Co to było? Może gałąź, drżąca na wietrze. Chwilami panowała cisza i Anielka myślała, że to złudzenie. Ale nie ulegało wątpliwości, cień istniał; poruszał się, przechodząc od drzewa do drzewa. Zbliżał się ku niej i Anielka czuła, że patrzą na nią jakieś niewidzialne oczy, oczy ze świata Legendy, czyste i lękliwe. Strach, który ją ogarniał poprzednio, zmienił się we wzruszenie, w przeczucie szczęścia. Pewnego wieczora zarysowała się wyraźna sylwetka mężczyzny, ukry-