Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Położona w centrum, jest sercem miasta, które nią tylko żyje i oddycha. Ciche, pełne klasztornego spokoju i wiary, ma w sobie duszę średniowiecza religijną, mistyczną.
Dom Hubertów, gdzie odtąd Anielka miała mieszkać, przylegał najbliżej do katedry. Niegdyś, jakiś biskup, chcąc przywiązać do siebie protoplastę rodu Hubertów, hafciarza ornatów, pozwolił mu zbudować dom między dwoma występami katedry. Na południe olbrzymi gmach zasłaniał wąski ogródek: najpierw obwód bocznych kapliczek, których okienka wychodziły na klomby, później wysmukła nawa kościelna, podparta filarami, i wreszcie wierzchołek, kryty blachą ołowianą. Słońce nigdy nie zaglądało do ogródka: rosły tam tylko bukszpany i bluszcz. Wieczny cień, rzucany przez olbrzymie mury, wywoływał religijny, czysty nastrój. W zielonawym półcieniu, w ciszy krzewów słychać było uroczyste bicie dzwonów z dwóch wysokich wież. Dom rozbrzmiewał ich głosem, przytulony do starych murów kościelnych, zatopiony w ich spokoju, ich życiem i krwią tętniący. Rozbrzmiewał echem organów, śpiewów kościelnych, westchnień wiernych. Zdawało się, że niewidzialny wiew z zaświata przenika do izb wraz ze słodką wonią kadzideł.
Anielka żyła tam przez pięć lat, zdaleka od świata, zamknięta jak w klasztorze. Wychodziła tylko w niedzielę na mszę ranną. Hubertyna nie posłała jej do szkoły, obawiając się dla niej niestosownych znajomości. Stary, ciasny domek i cichy ogród — były jej światem. Mieszkała w czysto bielonym pokoiku pod dachem. Rano schodziła do kuchni na śniadanie, później haftowała w pracowni na pierwszem piętrze; tam upływało jej życie wśród starych, szanownych, ściśle w stylu zeszłej epoki zachowanych sprzętów. Nigdy nie wchodziła do