Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się ku wyjściu. Teraz Anielka opuszczała świat marzeń, by wstąpić w krainę rzeczywistości. Patrzała wokoło siebie na białe domy, na hałaśliwe tłumy, myślała o nowem życiu, które otwierało się przed nią. Uśmiechała się, choć słabość jej tak się wzmogła, że Felicjan niósł ją prawie. Przed oczami jej stał książęcy pałac, oczekujący jej przybycia, pełen klejnotów, królewskich tualet i niezmierzonych bogactw i jej biała sypialnia, tonąca w koronkach i jedwabiach. Ogarnął ją nagle atak duszności, zatrzymała się, spojrzała na obrączkę na palcu i uśmiechnęła się żałośnie. Znowu przeszła parę kroków, ale na schodach, wiodących na plac, zachwiała się. Czy nie doszła do szczytu szczęścia? Czy tu kończyła się radość życia? Ostatnim wysiłkiem uniosła się na paluszkach i usteczka złożyła na usta Felicjana. W tym pocałunku zmarła.
Nie było smutku w tej śmierci. Jego Eminencja błogosławił zmarłą ze spokojem i poddaniem się woli Boskiej. Hubertowie wracali do życia pod wrażeniem, że skończył się jakiś piękny sen. Organy grały, dzwony biły, tłum wydawał okrzyki na cześć młodej pary. Dusza Anielki ulatywała w triumfie spełnionego marzenia, czysta, niewinna, w pełni szczęścia i miłości. Wiosenne słońce rzucało swe promienie na mistyczną świątynię, kolebkę przecudnych, czarodziejskich legend.
Felicjan podtrzymywał w ramionach lekki obłok koronek i pereł, okrywający ciepłe jeszcze ciało dzieweczki. Dawno już czuł, że Anielka jest tylko cieniem. Przyszła z nieziemskich krain, by do nich powrócić.
Zniknęła... była tylko złudzeniem. W życiu wszystko jest marzeniem. Anielka rozwiała się, jak cień, u szczytu szczęścia, w pierwszym pocałunku...