Strona:PL Zola - Marzenie.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łzy jej popłynęły. Wzruszona spowiedzią Hubertyny, miała strach w oczach. Odsłonił się przed nią zakątek smutnej rzeczywistości, Ale nie poddawała się jeszcze. Chętnie poniosłaby śmierć za swą miłość.
Nagle Hubertyna zdecydowała się:
— Nie chciałam ci zrobić zmartwienia odrazu. Ale trzeba, żebyś wiedziała... Wczoraj, kiedyś poszła do siebie, ksiądz Cornille opowiadał nam o biskupie. Dowiedziałam się, dlaczego po tylu latach przywołał tu syna. Biskup rozpaczał, że Felicjan nie chciał zostać księdzem. Później ze smutkiem przekonał się, że jego syn nigdy nie zajmie żadnego stanowiska, odpowiedniego dla swego rodu i majątku. To cygan, artysta; nie zna żadnych więzów, żyje chwilą. Jego Eminencja, obawiając się niestosownych miłostek, postanowił go ożenić.
— Jakto, — spytała Anielka, nie rozumiejąc dobrze.
— Małżeństwo zaprojektowano przed jego przybyciem, a teraz ostatecznie już ułożono: ślub odbędzie się na jesieni. Narzeczoną jest Klara de Voincourt. Znasz ich pałac obok Opactwa. Rodzina jej jest zaprzyjaźniona z biskupem; związek jest zupełnie stosowny pod względem majątku i rodziny.
Anielka nie słuchała już więcej. Obraz Klary stanął przed jej oczami. Widywała ją zimą, przechadzającą się po parku i czasem w kościele. Była to wysoka młoda panna o ciemnych włosach, bardzo piękna. Mówiono, że jest dobra.
— Żeni się z tą piękną panną...
Szeptała do siebie jak we śnie. Nagle ból przeszył jej serce i wykrzyknęła głośno:
— Więc kłamał! Nic mi nie powiedział.
Teraz wróciło jej wspomnienie krótkiej chwili wahania i rumieńca, jaki mu wypłynął na twarz,