Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/977

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głowę ku ziemi w trwodze przed czemś nieznanem; modli się ono z obawy, biorącej początek w nieświadomości. Wiara taka i modlitwa stały się dla Piotra umarłemi na zawsze.
Rozumiał on, że jakkolwiek setki tysięcy pielgrzymów ciągną corocznie ku jarzącej się grocie po nad Gawą, duch narodów nie towarzyszy już pątnikom. Próżnemi są te pokusy wskrzeszenia całości dawnych wierzeń wieków minionych, gdy nie ważono się zastanawiać nad rzeczami religii, przyjmowano wówczas wszystko bez buntu i bez namysłu, lecz teraz podejmowane w tym względzie usiłowania powrotu spełznąć muszą na niczem. Historya nie cofa się wstecz, ludzkość, uszedłszy nieco naprzód, nie zawróci do stanu pierwotnego swego dzieciństwa; czasy zbyt się już zmieniły, zbyt wiele nowych powiewów rzuciło nowe ziarna, obiecujące obfite i wprost odmienne od dawniejszych plony; nie, ludzie dzisiejsi już nie mogą być ludźmi wczorajszymi. Piotr nabrał przekonania iż Lourdes takie, jakiem je znalazł, było pojedynczym wytworem zbiegu okoliczności i objaśnić się dawało, jako jeden z ostatnich wysiłków reakcyi, broniącej się przed skonem gwałtownością środków; zamierające wierzenia raz jeszcze chciały zabłysnąć w średniowiecznej formie naiwnego katolickiego kultu. Nigdy już wszakże naród francuzki nie klęknie i nie ukorzy się z dawną jednością, naród ten wyrósł już z naiwności wierzeń, nie będzie on już nigdy zapełniał pańskich przy-