Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/950

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mijano więc stacye jednę po drugiej, oddając się tymże samym pobożnym ćwiczeniom, jak w tychże miejscowościach śpiewano i odmawiano jadąc do Lourdes. Rozpoczęto różaniec w Amboise i powtarzano za siostrą Hyacyntą słowa pięciu radosnych tajemnic. Kiedy przejeżdżali przez Blois, przypadł właśnie śpiew hymnu: „Bądź błogosławiona, Matko miłości pełna!“, a druga koronka różańca o pięciu tajemnicach bolesnych, zmówioną została w Beaugency.
Poranne słońce kryło się za lekkim puchem białawych chmurek, co nadawało światłu wielką delikatność, opływającą cały krajobraz widziany przez szyby wagonu. Roztaczające się wachlarzowato widoki wciąż mknęły, ustępując swej ramy coraz to innym pejzażom, promieniejącym mglisto a zarazem wdzięcznie chociaż nieco smutno. W szarawem oświetleniu drzewa i domy przybierały niewyraźność sennych widziadeł, a w oddaleniu majaczące wzgórza zdawały się być morzem, o spokojnie rozkołysanej powierzchni. Pomiędzy Beaugency a Aubray, pociąg zwolnił biegu i toczył się spokojniej, zawsze jednak rytmicznie, z nieustającym turkotem kół, których monotonnego hałasu nie słyszały już nawet uszy pątników, tak dalece do niego przywykły.
Minąwszy stacyę Aubrais, pątnicy spożyli śniadanie. Gdy je skończyli, było trzy kwadranse na dwunastą. Po ukończonej modlitwie, Piotr wyjął z walizki małą książeczkę niebiesko oprawną,