Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/946

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tylko myśl, iż spała dzięki uprzejmości siostry Hyacynty, która ją wyręczyła w doglądaniu la Grivotte. Stan la Grivotte bynajmniej się nie polepszył, trzęsła się jak w febrze i kaszlała ze straszliwym wysiłkiem. Każdy z podróżnych krzątał się z doprowadzeniem rzeczy i włosów do jakiegoś porządku, a owa dziesiątka razem jadących kobiet zawiązywała sobie czepki, opinała się w krzyżówki, rzucając lękliwe i niedowierzające spojrzenia. Eliza Rouquet zatopiła wzrok swój w lusterku i z najwyższem zajęciem i zadowoleniem przypatrywała się swoim policzkom, brodzie, ustom, oglądała pilnie swój nos i rada z siebie, napatrzeć się nie mogła swojej twarzy, która wydawała się jej teraz zupełnie zdrową i piękną.
Piotr i Marya z litosnem współczuciem spoglądali na nieszczęśliwą panią Vincent. Pomimo hałasu na przystanku w Poitieres, leżała na swej ławce jakby odrętwiała z rozpaczy. Oczy miała przymknięte, a łzy wciąż sączyły się z pod jej powiek, zdawało się, że drzemała, lecz sen jej musiał być zakłócony straszliwemi szczegółami męczarni przebytych; poduszkę, którą jej gwałtem podsunięto pod głowę, by na niej spoczęła, trzymała teraz w objęciach i tuliła ją do siebie, marząc widocznie o zmarłej córeczce. Biedne osierocone jej ręce, nawykłe do piastowania chorej Rózi, pochwyciły tę poduszkę i przez sen owinęły się o nią, tuląc do macie-