Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/943

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I jego jednak opanowywało stopniowo ciężkie zmęczenie i osunął się w senność; zmrużył powieki i zasnął wkrótce. Głowa Piotra pochyliła się na ramię, tak że twarzą dotykał twarzy uśpionej Maryi. Włosy ich zmieszały się w tem zetknięciu. Złote bujne sploty Maryi na pół rozplecione opuszczały się w nieładzie: podmuchy nocy, wnikające przez uchylone okno wagonu, owiały temi włosami twarz Piotra; śnił, kąpiąc się w ich złocie i zapachu. Zapewne te same nawiedziły ich senne widziadła, bo zbliżone ich twarze opromieniał tenże sam wyraz boskiego zachwytu; uśmiechali się z czułą rzewnością, jakby w uścisku anielsko czystym. Wypadkowym zbiegiem okoliczności spali tuż przy sobie, złączeni ramionami i z usty do siebie zbliżonemi; oddech się ich łączył, jak oddech dwojga niemowląt, uśpionych w jednej kołysce i w niewinności swojej niewiedzących o nagości swego ciała. Tak przebyli noc całą, noc swego duchowego pobrania się wzajemnego, którego mistyczny małżeński węzeł miał łączyć ich nazawsze; spali, marząc rozkosznie o swem połączeniu, oddani sobie w omdleniu znużenia; szczęśliwi w swych snach uroczych, zatonęli wśród boskich widziadeł, a wagon, unoszący wraz z nimi tyle biedy i chorób, jadących nędzarzy, pędził i pędził, coraz to dalej, zagłębiając się w noc ciemną. Mijały godziny jedna po drugiej, a koła pociągu turkotały nieustannie w pośpiesznym swym ruchu; wiszące przy