Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/937

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

więc przyjaźń ich nie stanie się zupełną, nigdy nie będą mogli żyć w jedności swoich przekonań; niebo samo rozporządziło, by rozłąka ich dusz była wieczystą. Siedząc blizko jedno przy drugiem, oboje płakali nad tym rozerwaniemm swych dusz zbolałych.
— Modliłam się tak szczerze — wyrzekła bolelesnym głosem Marya; tak nieskończenie pragnęłam twojego nawrócenia, a jakże byłam niezmiernie szczęśliwą gdy sądziłam, żem uprosiła łaskę dla ciebie! Zdawało mi się, że dusza twoja zjednoczyła się z moją a to uczucie przejmowało mnie rozkoszą. Myślałam, żeśmy dostąpili łaski oboje razem! Razem! Ach jakże życie wydało mi się wtedy wielką rozkoszą, błogą radością! Zdawało mi się, iż świat cały podjęłabym na barki z łatwością!
Nie przerywał jej słów, a łzy strumieniem płynęły mu z oczu.
— Jakże mi straszno — mówiła dalej Marya — że znikło moje wczorajsze szczęście. Dostąpiłam łaski, ale sama, bez ciebie! Serce mi się kraje widząc osamotnienie twoje, opuszczenie i smutek twój wielki; mnie spotkała łaska, cudem zostałam uzdrowioną, lecz czemuż szczęściu temu towarzyszy rozpacz... Ach dlaczegóż Najświętsza Panna tak surową się okazała! Dlaczegóż nie uzdrowiła twojej duszy, darząc zdrowiem moje ciało!