Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/920

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stych lub ciemnych zupełnie otchłani! Piotr przypomniał sobie wyraz twarzy doktora Chassaigne i pogardliwe jego wzruszanie ramionami, podczas gdy doktor Bonamy, z całym spokojem sprawiając swój urząd w biurze wydającem zaświadczenia uzdrowień, czynił przegląd chorych, zapewniając ich o zdrowiu odzyskanem naraz cudem; nie tłómaczył on, lecz stwierdzał wyniki, pewnym będąc, iż nikt mu nie zaprzeczy, nikt bowiem nie będzie w stanie dowieść przyczyny zaszłego nagle uleczenia lub polepszenia.
— O ja się nie boję! — szeptała la Grivotte. — Cóż z tego, że kaszel mnie chwycił?... Przecież jestem uleczona, wszyscy mi to mówili przy źródle... tak, tak, jestem zupełnie uleczona...
Wagon toczył się i toczył wśród ciemnej nocy. Każdy z podróżnych wyciągał się i układał, jak mógł najdogodniej. Uproszono panią Vincent, by położyła się na ławce, dano jej poduszkę, aby miała na czem złożyć zbolałą swoją głowę; łagodną i posłuszną była jak dziecko, które traci przytomność; drzemała teraz w zupełnej nieruchomości, lecz ciche łzy sączyły się z pod zamkniętych jej powiek. Eliza Rouquet też miała całą ławkę dla siebie samej, zamierzała więc wyciągnąć się dogodnie, lecz jeszcze nie mogła oderwać się od swojego lusterka i wciąż zapatrzona z uwielbieniem w odbijającą się w niem twarz swoją, coraz to mniej okaleczałą, stroiła się na noc; zawiązywała sobie głowę czarną chustką, którą za-