Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/874

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

długo zamknięta w wagonie w czasie podróży...
Ksiądz Judaine, zobaczywszy Piotra, powitał go, a odprowadziwszy nieco na bok, rzekł żałosnym głosem:
— Jestem znękany... Jeszcze dzisiejszego ranka miałem nadzieję. Kazałem ją zanieść przed grotę, odprawiłem mszę świętą na jej intencyę, a potem modliłem się gorąco, aż do południa. Lecz nic dla niej nie ubłagałem. Matka Boska nie zechciała mnie wysłuchać... Mnie wyleczyła... mnie, człowieka starego i dla nikogo niepotrzebnego, a modłów moich wznoszonych za tą biedaczką uwzględnić nie chciała... jakże nędznym jest żywot tej nieszczęśliwej istoty, która tak niedawno była piękną, młodą, bogatą, dla której życie powinno było pozostać bezustanną radością... Ale z pokorą należy przyjmować dopuszczenia Boże... Przenajświętsza Panna wie lepiej od nas, co czynić powinna, schylam więc głowę i błogosławię święte Jej imię. Wyznaję wszakże, iż dusza moja smutna jest i niepocieszona.
Naiwnej wiary i wielkiej zacności stary ksiądz Judaine nie wypowiadał całego wątku swej myśli. Był on przekonany w głębi duszy, iż pani Dieulafay nie doznała uleczenia, a chociażby tylko ulgi, jedynie skutkiem bogactw, posiadanych przez jej męża i przez całą jej rodzinę. Tak, ci biedni, płaczący i rozpaczający ludzie zbyt wiele, na nieszczęście swoje, mieli milionów, zbyt bogate złożyli podarki, zbyt