Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/859

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ki, w której dojechała tutaj Marya. Złożywszy swą walizkę w wagonie, Piotr wyszedł na peron i dla zabicia czasu począł się rozglądać dokoła; dziwił się, iż nie spotyka doktora Chassaigne, który mu obiecał przyjść, by go uścisnąć przed wyjazdem.
Teraz kiedy Marya powstała na nogi ze swej niemocy, Piotr zdjął z siebie rzemienie noszone przez tragarzy; miał tylko czerwony krzyż pielgrzymi na sutannie. Od chwili przyjazdu nie był na dworcu, widział go zatem jedynie w szarem świetle poczynającego się dnia, będąc silnie wzruszonym i zaniepokojonym; obecnie dworzec wydawał mu się o wiele przestronniejszym; podziwiał szerokość peronu, jego jasność i wesołość. Nie było ztąd widać uroczego krajobrazu, otaczającego Lourdes; aby dostrzedz góry, należało patrzeć przez okna sal poczekalnych, biorących światło z drugiej strony budynku. Dnia tego pogoda była prześliczna, po nad ciepłem, spokojnem powietrzem unosiły się lekkie jak puch chmury, przysłaniając jaskrawość słonecznych promieni; niebo wydawało się mlecznie białem, i spływało zeń rozproszone światło, jakby drgające pyłkami pereł i opali. Niebo dziś było dziewiczej, delikatnej piękności.
Właśnie zegar wydzwaniał godzinę trzecią, kiedy Piotr zobaczył przybywającą na stacyę ładną panią Desagneaux w towarzystwie pani Volmar, za niemi szła pani Jonquière i tuż przy niej Raj-