Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/846

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Majesté mówiła głośno, krzątając się po całym magazynie, w którym właśnie wielu było teraz kupujących; uprzejmość pani Majesté zwróciła uwagę wszystkich na Maryę, patrzono na nią i podziwiano tę wybrankę nieba. Stawała się znów popularną, tłoczono się nawet z ulicy, by ją ujrzeć chociażby zdaleka, pani Majesté bowiem, stanąwszy we drzwiach magazynu, kiwała na znajomych sobie kupców, by śpieszyli zobaczyć coś niezwykłego.
— Chodźmy! chodźmy! — prosiła Marya ze wzrastającem zakłopotaniem.
Pan de Guersaint jednak powstrzymał córkę, ujrzawszy wchodzącego księdza. Był to ksiądz des Hermoises.
— Jak się masz, księże dobrodzieju! Witam, witam! — wołał uradowany pan de Guersaint.
Ksiądz des Hermoises ubrany był wytwornie w nową sutannę z cienkiego sukna, zalatywały od niego przedziwne zapachy, a piękna jego twarz, świeżo wygolona, uśmiechniętą była i tkliwie pogodną. Nie spostrzegł on na razie swego towarzysza wycieczki w Pireneje i szybko zbliżywszy się do Apolinaryi, wziął ją na stronę szepcząc:
— Dla czego nie przyniosłaś mi dziś rano moich trzech tuzinów koronek?...
Apolinarya nic nie odpowiedziała, lecz śmiejąc się z dźwiękiem przypominającym gruchanie gołąbki,