Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/838

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Bardzo dziękuję... bardzo dziękuję. Ale my niewiele mamy do kupowania i wybierzemy tylko drobiazgi...
— Proszę na nas nie zważać — odezwał się pan de Guersaint — my rozejrzemy się w sklepie i sami damy sobie radę z wyborem.
— Proszę bardzo... niechaj państwo się nie śpieszą... cały sklep jest na usługi państwa, proszę wybierać, co się podoba...
Właśnie paru klientów weszło do sklepu i Apolinarya, wdzięcząc się do nich, zapomniała o gościach poprzednich. Ładna ta dziewczyna umiała znaleźć grzeczne słówko dla każdego, uprzejmą i zalotną była zwłaszcza z mężczyznami, dopóty nęciła ich uśmiechem i spojrzeniem, aż wmówiła w nich potrzebę kupienia mnóstwa drobiazgów; wychodzili ztąd obładowani świętym towarem, lecz gotowi znów wrócić po nowe zakupy.
Pan de Guersaint miał wszystkiego dwa franki w kieszeni, była to resztka z owego luidora ofiarowanego mu przez Blankę w chwili wyjazdu z Paryża. Czuł teraz, iż nie może się puszczać na wybór nieostrożny. Lecz Piotr ulżył jego zakłopotaniu, oświadczając, iż bardzo prosi, aby Marya i on wybrali sobie pamiątki, jakie zechcą i niechaj je przyjmą w przyjaznym upominku. Uradzono więc, iż najpierw wybiorą coś w prezencie dla Blanki, która nie mogła im towarzyszyć w podróży do Lourdes, a następnie pan de