Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/833

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i szczękały o siebie jak kuchenne rondelki. Tak sprzedający jak kupujący, roznamiętnieni handlem, szczęśliwi z zysków lub ze sprawunków, oczy mieli gorejące; hałas, ścisk tłumu zamieniał znów Lourdes w jarmarczne zbiegowisko. Pątnicy zdawali się wydawać pieniądze z rozkoszą, byle uwieźć jaknajwiększą ilość pamiątkowych medalików, fotografij i przeróżnych drobiazgów, obrywających im przeładowane kieszenie. Twarze ich były wesołe, rozpromienione, jak zwykle u ludzi, żądnych zaspokoić jakieś pragnienia i zadowolonych w swej ochocie.
Na placu de la Merlasse pan de Guersaint, zobaczywszy na szyldzie jednego ze sklepów wypisane wielkiemi literami nazwisko właściciela: „Soubirous, brat Bernadetty“, zapragnął tam wejść.
— A gdybyśmy tutaj wybrali nasze sprawunki?... Zakupione pamiątki u brata Bernadetty miałyby zwiększoną dla nas wartość, łączyłoby się do nich lokalne wspomnienie.
Przeszedł wszakże mimo sklepu, mówiąc, iż najpierw trzeba wszystko zobaczyć.
Sklep brata Bernadetty zrobił na Piotra niemiłe wrażenie. Drażniła go okoliczność, iż brat trudnił się sprzedażą statuetek N. Panny, którą jego siostra widywała w świetlanym obłoku, w szczelinie skały ponad Gawą. Słyszał on o tym sklepie i wiedział nawet, iż nieświetne robi interesa. Konkurencya była zbyt wielką