Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/759

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

słów, wyrzeczonych przez postać spływającą w obłoku pomiędzy dzikie róże skały ponad potokiem.
Po dłuższem milczeniu doktór Chassaigne przemówił:
— I pomyśleć, że marne jakieś piędziesiąt tysięcy byłoby uchroniło wszystko! Za piędziesiąt tysięcy, można było pokryć mury dachem i czekać spokojnie... Lecz chcieli oni zabić dzieło, tak jak zabili jego twórcę!...
I mówiąc te słowa, doktór wskazywał ręką ku grocie, nie chcąc wymieniać tych, których obwiniał.
— Cóż dla nich znaczyła suma piędziesięciu tysięcy franków, wszak dochód ich roczny wynosi stale dziewięć kroć sto tysięcy! Wolą oni przecież posyłać bogate dary do Rzymu, gdzie podtrzymują przyjazne stosunki z dostojnikami kościoła.
Prawie mimowolnie znów począł się oburzać przeciwko prześladowcom proboszcza Peyramale. Przebieg całej tej sprawy obchodził go żywo, budząc w sercu doktora gniew a zarazem pragnienie wymiaru sprawiedliwości. Patrząc na opuszczenie i ruinę gmachu, rozpoczętego przez proboszcza, mówił o egzaltacyi, z jaką marzył nieszczęśliwy o swoim kościele; zadłużył się, okradano go, a tymczasem ojciec Sempé, pilnie śledzący każdy jego postępek, psuł mu opinię u biskupa i przebiegłością swoją sprawił, iż ofiary pieniężne przestały dochodzić rąk proboszcza, wobec tego,