Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/742

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

o dniu szarym ponad potokiem, wyrastając w formie praktycznej legendy. Skromne ziarnko, uniesione z nędznego rodzinnego gniazda, wybujało nadspodziewanymi plony; i w ostatnią godzinę przybyli żniwiarze i bogacą się zasiewem ubożuchnej dzieweczki; niepomni jej pracy, głoszą swoje zwycięztwo i gromadzą zasoby z uroczystością i majestatem królewskiej okazałości, lecz żaden z nich nie skieruje swych kroków ku lepiance, chroniącej niegdyś głowę pierwszej siewczyni...
Wzruszenie Piotra rosło w miarę snujących się w jego umyśle obrazów; wszystko, co tu zaszło, było zwykłym trybem spraw ludzkich; jednem słowem Piotr streścił swe myśli:
— Jest to Betleem.
— Tak — rzekł doktór Chassaigne. — Jest to nędzna chatka, nieznane schronisko a w takich to siedzibach biorą początek nowe religie, wyrosłe na gruncie cierpienia i litośnego współczucia... I czasami zadaję sobie pytanie, czy nie lepiej aby ta izdebka pozostała nadal w ubóstwie i opuszczeniu... Zdaje mi się, iż pamięć Bernadetty nic na tem nie traci, bo oto my dwaj, Piotrze, kochamy ją tem więcej, widząc jej początek oraz dalsze wyzucie...
Zamilkł, po chwili jednak wybuchnął z gwałtownością.
— Nie, nie! Ja nie mogę im wybaczyć, ich niewdzięczność wstrętem i gniewem mnie napeł-