Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/713

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

aksamitów, na których występowały jaskrawe hafty wyobrażające serca krwią zbroczone, serca promienne, twarze i postacie świętych, Przenajświętszą Dziewicę, o łagodnym uśmiechu, zbawcze cuda swej łaski obiecującą swym dzieciom.
Ileż najokazalszej wspaniałości roztaczano w bazylice w czasie wielkich uroczystości! A nabożeństwa, modlitwy i śpiewy nie ustawały tu nigdy... Każdodziennie kłębiły się tumany wonnych kadzideł, grzmiały organy a tłum wiernych słał modły ku niebu. Msze następowały jedne po drugich, nieszpory, kazania, błogosławieństwa i nauki, prócz nadzwyczajnych okazyj, gdy przepych i wystawność zadziwiały najbardziej z niemi obytych. Każda rocznica dostarczała powodu do roztoczenia nadzwyczajnego przepychu. Każda nadciągająca do Lourdes partya pątników unosiła z sobą zachwyt, starano się o to z nieustającą gorliwością. Wszak należało tak czynić względem tych biedaków, tych cierpiących, dążących tutaj w nadziei ulgi i pocieszenia; zdawało się każdemu z nich, iż ujrzał nagle odsłaniające się przed nim rozkosze niebiańskiego życia. Przepych pozaświatowej krainy, gdzie Bóg króluje w swej chwale, olśniewał dusze wiernych a wspomnienie widzianej świetności, dostarczało wątku do religijnej ekstazy na resztę doczesnego ich żywota. Rozrzucone po świecie całym istnieją nędzne lepianki, nędzne o gołych