Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/709

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Piotr czuł silne znużenie i zdenerwowanie, oszołomiony był przytem rozlegającą się muzyką organów; podniósłszy głowę, zaczął się przyglądać wnętrzu bazyliki. Środkowa jej nawa wązką się wydawała w stosunku do wysokości, a ozdoby jej bardzo były jaskrawe, tem więcej, iż liczne, wielkie okna przepuszczały nadmiar światła z zewnątrz. Boczne nawy tak były wązkie, iż stanowiły raczej rodzaj długich korytarzy, ciągnących się pomiędzy filarami a kaplicami bocznemi; ten rozkład wewnętrzny kościoła o niezmiernie wysokiej nawie środkowej, czynił zrozumiałem wrażenie wysmukłości, jakie z zewnątrz sprawiała bazylika, rysująca się na tle nieba delikatnemi, cienkiemi liniami. Chór ze stojącym pośrodku wielkim ołtarzem, oddzielony był od reszty kościoła złotą kratą, misternie rzeźbioną i delikatną jak koronka. Wielki ołtarz, cały z białego marmuru, posiadał mimo swej wspaniałości coś dziewiczego w swyn wdzięku. Główny wszakże podziw wywoływało nadmierne nagromadzenie porozwieszanych darów, które skutkiem nadzwyczajnej swej ilości, przemieniały kościół w wystawę sklepową haftów, świecideł, chorągwi, wotów; od dołu do góry ściany znikały pod napływem darów, wyściełających je złotem, srebrem, aksamitem, jedwabiem. Do przybytku tego, wdzięczność ludzka znosiła podarki ze świata całego, a ilość ich, oraz bo-