Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/691

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszechrzeczy, każdy chciał go dotknąć chociażby spojrzeniem, by uzyskać odrodzenie swoje, szczęśliwość swoją. Nietylko chorzy pragnęli zdrowia od niesionego procesyonalnego Boga, każdy spragniony był jakiejś poszczególnej łaski a wszyscy nieśli mu serca swoje, by je opatrzyć zechciał, zaspokoić i szczęśliwością obdarować.
Berthaud, widząc nadzwyczajną egzaltacyę tłumu, sam szedł przy swoich ludziach, komenderując ich ruchami. Pilnował bezustannie, aby podwójny mur ludzki, jaki z nich uszykował naokoło baldachimu, nie ugiął się i nie przepuścił prących szaleńców.
— Trzymajcie się mocno, nie wypuszczajcie się z rąk, bliżej siebie, jeszcze, jeszcze, ściskajcie ramiona!
Straż w ten sposób zachęcana i wydostająca z siebie ostatki sił, wybraną została z pomiędzy najmocniejszych tragarzy i pomocników przytułków i szpitali. Mur przez nich utworzony, stojąc ramieniem do ramienia z rękoma oplatającemi naprzemian pas i szyję towarzyszów, giął się i chwiał, chyląc się co chwila pod nawałnicą szturmów mimowolnych, które przypuszczano w bezwiednej nieprzytomności. Nikt nie zdawał sobie sprawy, iż pcha kogoś będącego przed nim; byłoto bezustanne falowanie prądów, nadpływających bardzo zdaleka, lecz grożących zatopieniem i zniesieniem wszystkiego doszczętnie.