Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/673

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chwiał się i pochylał aż pod stopy baldachimu, kołyszącego się trwożnie, jak łódź na wezbranych falach; co chwila groziła świętej łodzi powódź, roztrzaskać i unieść ją gotowa.
W chwili, gdy świątobliwe szaleństwo, grozą nieokiełznanego swego uniesienia i wybuchami płaczliwego jęku wrzało jak burza, brzemienna gromami, spływać poczęły cuda... Powstała na nogi paralityczka i rzuciła niepotrzebne jej teraz szczudła. Rozdarł powietrze krzyk przeraźliwy i stanęła kobieta, dotąd bezwładnie leżąca na materacu, owinęła się białą kołdrą jak śmiertelnym całunem; mówiono, iż była to dogorywająca suchotnica teraz zmartwychpowstająca do nowego życia. Raz po razie, łaska objawiła się dwukrotnie: ślepiec ujrzał grotę i bielejącą w niej statuę N. Panny; niema, padła na kolana i wyraźnie, głośno słała dziękczynne modły ku Tej, która przywróciła jej utraconą mowę. Cuda te przepełniły radością serca, korzono się u stóp groty w upojeniu szczęścia i nadziei.
Piotr nie spuszczał z oczu Maryi a widok jej przejmował go najwyższem wzruszeniem. Oczy chorej jeszcze błędne, rozwierały się coraz to szerzej a wyniszczona, blada jej twarz, nieruchoma jak maska, kurczyła się boleśnie, jakby pod wrażeniem dotkliwych męczarni. Milczała, i widać było, że ogarnia ją rozpacz, połączona z obawą ataku cierpienia. Wtem, w chwili gdy Przenajświętszy Sakrament niesiony przez księdza Ju-