Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/616

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ciągających się członków stowarzyszenia przytułku Matki Boskiej Zbawieielki; prócz nich nie było nikogo, żadnych strażników zaciężnych ani policyi; z tego też powodu prezydent stowarzyszonych tak bardzo się niepokoił. Lecz w ważniejszych okolicznościach Berthaud umiał być energicznym i wymódz posłuch dla swych rozporządzeń.
— Bądź pan spokojny — zapewniał baron — odpowiadam za wszystko... Nie ruszę się ztąd, dopóki około godziny czwartej procesya tędy nie przejdzie.
Przywołał wszakże Gerarda.
— Zaleć swoim ludziom, aby pilnowali wydanych rozkazów. Niechaj staną zwartym szeregiem i niech mocno trzymają kordon, oddzielający chorych od tłumu.
Tam w głębi, pod bluszczami oplatającemi skałę, otwierała się grota z wiecznie jarzącemi świecami. Zdaleka, wydawało się jakby przytłoczona, nieregularna, wązka i skromna, zwłaszcza w porównaniu z tchnieniem nieskończoności, które z niej ulatując, pochylało głowy ludzkie w kornej wierze, statua Matki Boskiej widniała tylko jak jakaś biała plama, poruszać się zdająca skutkiem migotliwego drgania powietrza wywołanego chwianiem się małych, żółtych płomyków. Stanąwszy na wzniesieniu, z trudnością tylko dojrzeć było można srebrem wykładany ołtarz po za kratą groty, tuż obok samogra-