Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/560

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ry w lepszy żywot aniżeli nasz doczesny, nie zapominam wszakże, iż istnieją ludzie na ziemi; i wiem zarazem, że oni czy w sutannę czy we frak przybrani, zdolni są do czynów szkaradnych i najwyższy wstręt budzić mogących.
Znów zapadło milczenie. Pogrążyli się każdy w swych myślach. Doktór Chassaigne pierwszy się odezwał:
— Powiem ci, Piotrze, jaki wątek myśli nasuwała mi często moja wyobraźnia... Przypuśćmy, iż Bernadetta byłaby inną; zamiast być dzieckiem prostem i dzikiem, niechaj by miała usposobienie zdolne do intryg, władania ludźmi, podbijania ich i kierowania w osobistych celach swojej ambicyi... Naturalnie, że grota byłaby wówczas jej własnością, równie jak na szczycie skały wznosząca się bazylika. W czasie uroczystości zajmowałaby tron pod baldachimem z mitrą złotą na skroniach. Ona byłaby szafarką cudów, ona swą rączką wiodłaby tłumy do wrót niebieskich, od jej królewskiego skinienia zależałoby wszystko! Ona byłaby wszechpotężną panią, świętą uznaną, wybranką nieba, jedyną z ludzkich istot, rozmawiającą twarz w twarz z najwyższemi potęgami bóstwa. A tak właśnie byłoby sprawiedliwiej, bo ona a nie kto inny jest twórczynią wszystkiego, co tutaj zaszło; słusznie zatem używałaby chwały, ze swego dzieła spływającej... Podczas, gdy tak jak jest, Bernadetta została wyzutą, ograbioną... Bogate plony