Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/555

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być tak obszerny, iżby w nim pomieszczenie znalazły wszystkie sieroty pozbawione opieki. Czyż nie mówiła tego pod wrażeniem własnych wspomnień, gdy w Bartrès całemi dniami przebywała po za domem ze swojem stadem owieczek?... może drżała jeszcze na myśl, coby z nią stać się mogło, gdyby nie była jej przyszła z pomocą Przenajświętsza Panna?
Doktór Chassaigne opowiadał teraz, jak licznymi byli ludzie, pragnący oglądać Bernadettę. Wizyty takie niezmiernie były dla niej uciążliwe. Nie było dnia, by nie nadciągali odwiedzający, zjeżdżając się ze wszystkich krańców Francyi a nawet z zagranicy. Zwykłych ciekawych usuwano, nie dopuszczając do Bernadetty, nie można wszakże było tak postępować ze wszystkimi, zwłaszcza z księżmi oraz z pobożnymi i poleconymi zakonnicom podróżnikami. Jedna z zakonnic była zawsze przy boku Bernadetty w czasie takich odwiedzin, zabezpieczała ją od zbyt natarczywych pytań; zamęczano ją prośbami, by opowiadała szczegóły łaski, jakiej dostąpiła. Najznakomitsze damy padały przed nią na kolana, całowały kraj jej sukni, pragnąc unieść z niej strzępek, by zachować jak drogocenną relikwię. Przed ich natarczywością, bronić zwłaszcza musiała swojego różańca, panie bowiem pragnęły go kupić, wielkie jej za to ofiarując sumy. Pewna markiza chciała zrobić wymianę, różaniec z prawdziwych pereł, z wiel-