Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/530

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opróżnionym ołtarzu, odprawić obowiązującą ich mszę codzienną.
Piotr zadziwił się, ujrzawszy oblężone przez księży ołtarze; stali oni w półcieniach zalegających kościół, stali cierpliwie, wyczekując na stopniach ołtarzy końca mszy odprawianej pośpiesznie; łacińskie frazesa pędziły żwawo, urozmaicone kreślonemi w powietrzu znakami krzyża. Znużenie po dniu przebytym, ścinało z nóg niejednego; wielu księży siadało i spało na stopniach ołtarzy, zapewniwszy się poprzednio, że zakrystyan zbudzi ich, gdy kolej mszy na nich przyjdzie.
Przez chwilę, Piotr niezdecydowany, przechadzał się po kościele. Czyż będzie wyczekiwał tak jak inni?... Lecz nowość widoku działała na niego przykuwająco. Przy wszystkich ołtarzach, podczas każdej mszy, szeregi pielgrzymów przystępowały do świętej komunii; klękali pośpiesznie, przyjmowali sakrament z gorączkową chciwością. Kielichy napełniały się i wypróżniały bezustannie; a ręce księży omdlewały ze znużenia przy tak obfitem rozdzielaniu chleba żywota. Zdziwiony patrzał, bo nigdy nie widział zakątka ziemi tak znojnie i sowicie zroszonego krwią odkupienia nigdzie wiara nie ujawnia się goręcej i z takiem wezbraniem ducha, pragnącego wzbić się lotem uniesienia. Było to cofnięcie się wstecz w czasy, bohaterskich bojów kościoła, gdy pokonane siłą jego ducha niezliczone narody klękały kornie