Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/512

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cia tak była namiętną, iż kamień przekształcił się stopniowo, był jakby ogniem spieczony, czarno pręgowany, gładki i połyskujący, jak starannie obrobiony marmur.
W jednem z bocznych zagłębień skały, Piotr ujrzał mnóstwo nagromadzonych listów i wszelkiego rodzaju papierów.
— Ach! zapomniałem panu o tem mówić — zawołał z żywością baron Suire — a jest to rzecz niezmiernie ciekawa. Są to listy, które pątnicy rzucają po za kratę. Codziennie zbieramy je i rzucamy tutaj; zimą, gdy pielgrzymki są rzadsze a czas mój przez to swobodniejszy, przeglądam owe listy... Nie możemy ich palić nie przejrzawszy, albowiem często zawierają one pieniądze, czasami znajduję w nich drobne, dziesięciosusowe sztuki monety, czasami coś więcej, przeważnie zaś marki pocztowe.
W miarę jak mówił, przerzucał listy; brał niektóre z nich, pokazywał adres, rozpieczętowywał, by zajrzeć do środka. Prawie wszystkie pochodziły od ludzi, mało z pismem obeznanych, adres nawet, jakkolwiek ze staranną usilnością skreślony: „A Notre-Dame de Lourdes“, złożony był z liter wielkich, lecz bardzo niewprawnych. Treść listów stanowiły prośby lub podziękowania, ułożone w zdania dziwaczne, nieprawidłowe o zdumiewającej ortografii. Wzruszającemi one były niewymownie naturą swą oraz ufnością, z jaką prosiły: o przywrócenie zdrowia małemu braciszko-