Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/505

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Piotr podwiózł wózek Maryi przed grotę i ustawił go jak mógł najbliżej kraty. Było już po północy, lecz jeszcze co najmniej setka osób znajdowała się tutaj. Niektórzy siedzieli na ławach a większość klęczała na ziemi, zatopiona w modlitwie.
Grota promieniała od świateł pozapalanych gromnic, świeciła jak wnętrze płomiennej kaplicy. Zrazu nic widzieć nie można było, nad ten pył oślepiający światłością, po chwili dopiera wynurzała się z po za niego statua N. Panny, widniejąca białością istnie jak w marzeniu. Pnące się i festonami zwieszające rośliny ponad wnijściem do groty, połyskiwały przezroczo jak drogocenne szmaragdy a tysiące szczudeł wyściełających swą mnogością ściany świętego przybytku, zdawały się być suchemi gałązkami krzewów, gotowych zakwitnąć nieznanemi kwiaty.
Noc wydawała się ciemniejszą wobec światła groty, całe jej pobliże tonęło w gęstej pomroce, z której nie wychylały się ani drzewa, ani budynki; szum tylko wartkiej Gawy, toczącej