Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/482

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy pan de Guersaint usiadł na ziemi przy wózku, Piotr począł szukać krzewów z pachnącemi różami, o które pytała go Marya. Błądził po rozległych trawnikach ogrodu, lecz ich klomby składały się tylko z drzew i roślin. Zamierzał już wracać z tej wycieczki, gdy przechodząc koło „Schroniska pielgrzymów“, ogarnęła go chęć zwiedzenia go wewnątrz.
Była to wielka i wysoka izba, z szerokiemi oknami po obu swych bokach. Podłoga wyłożoną była kamiennemi płytami, ściany były gołe a umeblowanie jej składało się z mnóstwa ław drewnianych, w nieładzie rozrzuconych pośrodku i wzdłuż murów. Nie było tu ani jednego stołu, ani nawet deski, mogącej stół zastąpić. Manatki biednych pielgrzymów, niemających środków na opłacenie mieszkania, gromadziły się stosami bezładnemi we framugach okien; walizki, koszyki, węzełki, złożone jedne na drugich, piętrzyły się rozwalającemi stosami, przykre czyniąc wrażenie. Izba była pusta, zamieszkujący ją pielgrzymi podążyli brać udział w procesyi. Pomimo, że drzwi cały dzień pozostawały otwarte, panował tutaj zaduch, trudny do zniesienia; mury zionąć się zdawały nędzą, którą były przesycone, kamienie posadzki, brudne i mokre, chociaż dzień był gorący i słoneczny, nosiły na sobie całe warstwy plwocin, rozlewanego wina, tłuszczu i niedojedzonej strawy. Wszystkie czynności fizyologiczne odbywała tu na miejscu nędzna