Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/455

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szukać zdrowia i pocieszenia; cała groza niedoli ludzkiej nikła w powodzi pogodnego, słonecznie promieniejącego dnia wesołości i wypoczynku.
Pan de Guersaint zbliżył się do niego, chcąc pomówić o projektowanej jutrzejszej wycieczce do Gavarnie, lecz ksiądz des Hermoises odpowiedział mu pośpiesznie, lękając się, by piękne panie czekać nie musiały zbyt długo:
— Niechaj pan zechce rozporządzić się według własnego uznania. Słusznie pan robi, chcąc naszą wycieczkę urządzić jaknajoszczędniej, będę miał bowiem z sobą dwóch księży niemogących rzucać pieniędzmi... Będzie nas zatem czterech... Wieczorem niechaj pan nie zapomni zawiadomić mnie o godzinie wyjazdu.
Pożegnawszy się co prędzej z panem de Guersaint, pośpieszył za paniami i wiódł je ku grocie cienistą aleją wzdłuż Gawy, szepczącej jakby miłosne zwierzenia.
Piotr tymczasem stał z boku; ponieważ był zmęczony, oparł się plecami o parapet nowego mostu. Po raz pierwszy uderzony został wielką ilością księży, snujących się wśród tłumu. Patrzał teraz na nich uważnie, a przechodziło ich mnóstwo. Była między nimi wielka rozmaitość: jedni byli w czystych, dostatnich sutannach, ci musieli przybyć na czele kompanii pielgrzymów ze swojej parafii, inni, biedni proboszcze wiejscy, znacznie gorzej byli ubrani, szli skromnie; musieli widocznie długo składać oszczędno-