Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stołu, w restauracyi członków Przytułku; widział setki towarzyszów, zajadających z apetytem i wesołością a teraz, chodząc po mieście, znów na każdym kroku spotykał zastawione jadłem stoły, i dotąd jeszcze stoły te okrążone były jedzącymi. Tutaj, na świeżem powietrzu, po obu stronach ulic, jedli ludzie ubożsi, cisnąc się i przepychając, zdobywali sobie miejsca przy stołach wązkich, skleconych naprędce z deski położonej na kozłach i czasami pokrytej ceratą; po obu stronach takich stołów były ławy z prostego drzewa. Dla zdobycia nieco cieniu, kołysały się ponad tem rozciągnięte na drutach i kołkach płócienne płachty. Sprzedawano tutaj po dwa susy miseczki rosołu lub kawy. Na tykach, podpierających owe płachty, mające stanowić namioty, pozawieszano pęki kiełbas, kiszek i szynek. Niektórzy z przekupniów smarzyli w tłuszczu kartofle lub dusili liche części mięsa w sowicie dosypanej cebuli. Gryzące dymy, odrażajace swędy i ckliwe chociaż ostre wyziewy potraw mięszały się z rozpalonym przez słońce pyłem, tumanami unoszonym przez tysiące przechodniów drepczących bezładnie i prawie na miejscu.
Długie szeregi klientów oblegały stragany z żywnością, wyczekując chwili, by się do nich dostać i by zasiąść na ławach przed wązkiemi deskami, zastępującemi stoły; zaledwie dwie miseczki mogły się na nich zmieścić naprzeciwko siebie. Śpieszyli się wszyscy, pożerali, z łapczy-