Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/419

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodziców; gdy widział z jaką pieczołowitością pielęgnują jego zdrowie, nie mógł rozróżnić czy to czynią przez miłość rodzicielską, czy też przez chciwość, życie bowiem jego zapewniało spadek po bogatej pani Chaise.
Widząc zawziętość Gustawa, przemówiła do niego z powagą matka:
— Bardzo mnie martwisz, Gustawie. Jeżeli nie chcesz rozgniewać mnie zupełnie, to przeproś ciocię natychmiast.
Wobec nalegania obojga rodziców, chłopiec uległ. Po co miał wojować?... Niechajże rodzice posiądą te pieniądze, do których tak wielką przywiązują wagę; wszak wie on dobrze, że długo żyć nie będzie, jak również wie o tem, że tych pieniędzy pożądają oni dla siebie. Wiedział i rozumiał, chociaż nie mówiono przy nim wszystkiego otwarcie; lecz choroba zaostrzyła w nim słuch tak dalece, iż myśli słyszeć się zdawał. Rzekł więc:
— Przepraszam ciocię za to, że byłem względem niej niegrzeczny.
Dwie wielkie łzy spływały teraz po jego policzkach, jakkolwiek starał się uśmiechać; był to uśmiech człowieka serdecznego, a zarazem rozczarowanego długoletniem doświadczeniem.
Pani Chaise pocałowała Gustawa, zapewniając go, że się nie gniewa. Uradowani z zakończonego nieporozumienia, państwo Vigneron z hu-