Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Walka taka trwała już od kilku miesięcy. Zadziwiający przedstawiała ona widok. Z jednej strony stali: minister, prefekt, komisarz policyi, to jest ludzie trzeźwych poglądów i ożywieni jaknajlepszemi intencyami, po drugiej zaś stronie coraz nawalniejszy tłum zrozpaczonych, tłum pragnący bronić swych wierzeń i ułudy mistycznej o pozaświatowej sprawiedliwości, która pocieszeniem jego była w niedoli i nędzy życia doczesnego. Ludzie, przedstawiający władzę i porządek, chcieli, by uszanowano ich wolę, by zadawalano się religią w karby ujętą, by rozsądek dominujący wpływ swój wywierał; lud zaś, spragniony szczęścia, unosić się dawał egzaltowanej swej żądzy zbawienia na tym i na tamtym święcie. Ach przestać już cierpieć, zdobyć równość dobrobytu, czuć się pod strażą Matki dobrej i sprawiedliwej, a gdy śmierć zawrze powieki, zbudzić się w raju!...
Prześladowania, opowiadane przez Piotra, wywoływały buntownicze pogróżki chorych w sali św. Honoraty. Piotr zawiesił na chwilę dalsze opowiadanie, by dać możność ujścia tłumionemu gniewowi chorych, które komisarza prześladującego Bernadettę i wiernych, zwały szatanem i Herodem. La Grivotte siadła na swym materacu powtarzając:
— Ach potwory, nie dozwalali się modlić do Panny Przenajświętszej, która uzdrowiła mnie dzisiaj!...