Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/360

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podczas gdy czytał te słowa, Piotr odtwarzał w umyśle swoim całość rzeczywistą prawdy zaszłych wydarzeń. Cofnąwszy się myślą nieco w tył, odnalazł Bernadettę w chwilach pojawiających się jej pierwszych zjawisk; jakże ujmującą była ona ze swą szczerością wierzenia, z nieświadomością cierpienia, jakiemu podlegała. Tak, była ona jasnowidzącą, świętą, której twarz w chwili ekstazy nabierała nadludzkiej piękności: czoło jej promieniało, oczy skąpane były w światłości, rysy szlachetniały, a usta nawpół uchylone, płonęły miłością. Majestat widniał z całej jej postaci; żegnała się znakiem krzyża świętego zwolna, jakby cały horyzont napełnić nim pragnęła.
W dolinach, wioskach i miastach sąsiednich, tylko o Bernadecie teraz mówiono. Objawiająca się jej postać jeszcze nie rzekła kim była, a już poznawano ją, mówiąc: „To Ona! to Panna Przenajświętsza!“ Pod owe dnie pamiętne, w dzień targu, ludzi do Lourdes przybyło tyle, iż miasteczko pomieścić ich nie mogło. Każdy chciał ujrzeć dzieweczkę wybraną, której ukazywała się Królowa aniołów w własnej swej osobie; każdy chciał być obecny na tę chwilę, by podziwiać piękność, spływającą na ubogą pastuszkę, gdy oczyma swemi, pełnemi zachwytu, oglądała uchylającą się zasłonę niebios.
Z każdym rankiem, tłum coraz większy gromadził się nad Gawą; tysiące ludzi zalegało wy-