Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chcąc ulżyć jego męce, uniosła go i trzymała w swem objęciu. La Grivotte zdawało się że zasnęła, lecz wydawała głośne czkanie a krew wazką smugą sączyła się z jej ust uchylonych. Pani Vêtu womitowała smrodliwą zgnilizną. Eliza Rouquet nie zasłaniała już teraz ohydnej swej rany, pożerającej twarz jej potworną. A nieznajomy wciąż w swoim kącie wydawał śmiertelne chrapanie, oddychając ze świstem ciężkim i urywanym, jakby lada chwila miał skonać. Napróżno siostra Hyacynta wraz z panią de Jonquière zdwajały swą miłosierną działalność, chwilowo tylko odurzając ułudnie tyle straszliwego cierpienia. Zmorą się być zdawała ta jazda w wagonie nędzy i bólu, w wagonie pędzącym z szaloną szybkością, rzucanym wśród łoskotu, zawieszonym wewnątrz łachmanami i staremi tobołkami, kołyszącemi się bezustannie; po nad całą tę okropność, wyrywał się w wciąż trwający śpiew litanij, zawodzony piskliwemi, żałosnemi głosami dziesięciu pielgrzymujących niewiast, które zbite w jednym przedziale, ciągnęły swe modły na fałszywą nutę, upajając się swem nabożeństwem.
Piotr pogrążył się w zadumę. Myślał i odtwarzać się starał wnętrza innych wagonów tego białego pociągu, w którym mieszczono zazwyczaj najciężej chorych pątników. Wszystkie te wagony napełniał ból równie srogi, jęczało zatem i wyło w swej nędzy, trzystu chorych i pięciu-