Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przestawała już bluźnić, znajdowała usprawiedliwienie dla nieba. Twarz jej wszakże wyrażała jeszcze zawziętość przeciwko siłom nadprzyrodzonym, z któremi była dziś w walce, które miłowała i błagała napróżno i bez spodziewanego posłuchania.
Gdy wydarzały się czasami podobne objawy buntu pomiędzy chorymi, wyzywającymi, przeklinającymi niebo za doznane odtrącenie od łaski, panie szpitalne, zakonnice, ulęknione, udawały że nie słyszą. Łaska nieba odwracała się od tych nieszczęsnych, oczekiwać należało, by znowu w nie wstąpiła. Podniecenie zbuntowanych słabło i zamierało powoli i salę szpitalną zalegała znów cisza, przerywana tylko jękami cierpiących.
— Uspokój się, Maryo, błagam cię, uspokój się — powtarzał Piotr z cicha, widząc że ogarnia ją teraz nowa trwoga, że wątpić zaczyna sama o sobie, w przypuszczeniu, iż z własnej winy stała się niegodną dostąpienia łaski.
Siostra Hyacynta zbliżyła się do łóżka Maryi:
— Nie będziesz mogła przyjąć komunii świętej, znajdując się w takim stanie rozdrażnienia... Dla czegóż nie chcesz, by ksiądz Piotr poczytał głośno, kiedy wyjątkowo dla ciebie na to pozwalamy?
Znużonym, pełnym zniechęcenia ruchem, Marya zgodziła się na głośne czytanie. Piotr sięgnął pośpiesznie do walizki stojącej przy łóżku, gdzie znajdowała się książeczka z niebieską