Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chorym!... Panie, daj uzdrowienie naszym chorym!“. Kapucyn padł twarzą na ziemię i krzyżem leżąc, rwał ją w pocałunkach namiętnych, tłum mu wtórował wyciem dzikiem, żrąc ziemię ustami...
Piotr pragnął podejść ku pani Vincent, by jej rzec parę słów pocieszenia, lecz nowy potok pielgrzymów uniósł go z sobą i rzucił przed źródło oblężone ludźmi. Woda źródła gromadziła się w zbiorniku ujętym murem nizkim o dwunastu kranach, których strumienie opadały w wązkie ocembrowanie, do jakiego tak się tłoczono, iż trzeba było kolejno ludzi tam dopuszczać. Pielgrzymi napełniali wodą butelki, dzbanki, blaszane naczynia. Dla zaoszczędzenia wody, krany puszczały jej strumienie dopiero za przyciśnięciem odpowiedniej rączki. Niewszystkie kobiety umiały sobie z tem poradzić, marudziły więc przy kranach, zalewając sobie nogi wytryskującą nagle wodą; gdy nie miały z sobą naczynia — piły ją wprost z pod kranu i obmywały sobie twarze. Piotr zauważył młodego człowieka, pijącego wodę kieliszkami siedem razy z rzędu, obmył nią oczy również siedem razy, przyczem nie obcierał sobie twarzy. Niektórzy pili, czerpiąc wodę muszlami, kubkami cynowemi, lub sakwami uszytemi ze skóry. Eliza Rouquet, uznawszy że kąpiel byłaby dla niej zbyteczną, przystępowała do źródła co godzina. Klękała, odsłaniając swą ranę potworną, maczała