Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tak srodze w zaraniu lat swych młodocianych, zatrzymaną w rozwoju swej piękności. Chciał ją pokrzepić, uspokoić. Ukazał jej leżącą tuż obok panią Vêtu, która była nieruchoma, z oczami utkwionemi w zatrzymujące się w pobliżu osoby.
— Patrz, moje dziecko — rzekł do Maryi — jak ona czeka spokojnie! Wnika ona w siebie i oddaje się łasce Boga z ufnością dziecka. I ma racyę tak ufać...
Lecz głosem zniżonym, słabym jak tchnienie, pani Vêtu zanosiła skargę:
— Ach jakże ja cierpię! jak bardzo cierpię!...
Na kwadrans przed ósmą, pani de Jonquière zapowiedziała chorym, że mogą się już zacząć przygotowywać do pójścia do groty. Z pomocą siostry Hyacynty i pani Desagneaux, zapinała im suknie i obówała zniedołężniałe ich nogi. Niemało miały te panie do roboty; albowiem chore pragnęły przypodobać się Przenajświętszej Pannie starannym ubiorem. Wiele z nich umyło sobie nawet ręce. Inne wydostawały z zawiniątek bieliznę i przebierały się zupełnie. Eliza Rouquet uprosiła swej sąsiadki, olbrzymiej i wzdętej wodną puchliną, a jednak dbałej o swą powierzchowność kobiety, by pożyczyła jej lusterka, które tamta woziła z sobą w kieszeni. Eliza, oparłszy lusterko o poduszkę swego łóżka, obwiązywała głowę świeżą chustką, naciągając ją naprzód i chcąc jak można było najmniej pokazy-