rządzie paryzkim przytułku Matki Boskiej Zbawicielki, nieśmiano odmówić żadnej, z obawy zmniejszenia się dochodów, liczba ich więc wzrastała z rokiem każdym. Na szczęście było między niemi wiele takich, które zadawalniały się krzyżem czerwonym ostentacyjnie przypiętym do stanika, przyjechawszy zaś do Lourdes, bawiły się, organizując wycieczki w sąsiednie góry. Tem większa była zasługa pozostających w szpitalu na usługach chorych; przez pięć dni bowiem, w podróży i w Lourdes, kobiety te żyły w wyczerpującem siły umęczeniu. Spały zaledwie parę godzin na dobę i pielęgnowały najstraszniejsze i najwstrętniejsze ludzkie dolegliwości. Nie odstępowały konających, opatrywały gnijące rany, wylewały miski i nocne naczynia, zmieniały bieliznę bezwiednie brudzącym się kobietom, odwracały chorych, były posługaczkami w całem znaczeniu tego wyrazu, posługaczkami pełnemi uprzejmości i wytrwania, jakkolwiek nieprzywykłe one były do pracy a zwłaszcza takiej, w codziennych warunkach swego życia. Po pięciodniowym podobnym wysiłku, padały ze znużenia, oczy ich wszakże ożywiał jeszcze zapał, z jakim spełniały przyjęte na siebie obowiązki.
— A pani Volmar — gdzież się ona podziała? myślałam, że ją tutaj odnajdziemy — pytała pani Desagneaux.
Dopytywania jej przerwała łagodnie dobra pani de Jonquière, pragnąc, by nie mówiono o tem
Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/241
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.