Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

brata Izydora i umieszczono go obok pana Sabathier, chociaż siostra go tylko doglądała. Tuż przy „sali małżeństw“ była kaplica, lecz nieukończona, zawalona wapnem i z oknami ze starych desek.
Wiele sal pozostawało niewykończonych, lecz rozesłano w nich materace na ziemi dla braku łóżek. Zaludniały się one teraz ludźmi jęczącymi z bólu.
Silniejsze, mogące się utrzymać na nogach chore, zalegały obecnie długą galeryę, której szerokie okna wychodziły na niewielkie podwórko wewnętrzne. Zakonnice miejscowe urządziły tu bufet i same obsługiwały tłoczące się ku jedzeniu podróżne, rozdając im kawę lub czekoladę w filiżankach.
— Posilcie się, odpocznijcie, powtarzał baron Suire, którego wszędzie było pełno. Macie jeszcze trzy godziny czasu swobodnego. Teraz jest godzina piąta a wielebni ojcowie chcą ruszyć z wami do groty dopiero o godzinie ósmej, byście mogły wypocząć po nocnej podróży.
Na drugiem piętrze, pani de Jonquière zagospodarowała się jedna z pierwszych w sali świętej Honoraty, której była dyrektorką. Musiała ona zostawić swą córkę na dole w refektarzu, gdzie Rajmunda pomagała zakonnicom przy bufecie, albowiem niewolno było pannom znajdować się w salach szpitalnych przy doglądaniu chorych, gdzie ich wstydliwość mogła być łatwo na