Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W dawno minionej epoce, za czasów średniowiecznych, obronny zamek, wzniesiony na wzgórzu otoczonem siedmioma kotlinami, bronił przejścia pogranicznego, stanowiąc poważną warownię. Dzisiaj, mury zamku szły już w rozsypkę, bezkształtne zwaliska smutnie sterczały nad zielenią przesmyku. Nowoczesne życie, inne przynosząc warunki bytu aż tu, pod stopy gór śniegiem wiecznym pokrytych, zatoczyło się w swym biegu. Zatoczyło się, lecz stanęło zarazem, oczekując, by kolej żelazna transpirenejska puściła je w bieg właściwy, przynosząc z sobą ruch życia społecznego, zrzadka tylko echem odbijającego się dotychczas w tym dzikim zakątku. Zapomniane od świata, Lourdes drzemało spokojnie i szczęśliwie, jakby sen wieki miał jeszcze przed sobą. Drzemały ciche i wązkie ulice mieściny, drzemały domy i domki z czarniawych kamieni wzniesione i wszystkie jednako zdobne w krzepkie oddrzwia z miejscowego marmuru. Najstarsze siedziby rozsiadły się po wschodniej stronie obronnego zamku; dzisiejsza wielka ulica wiodąca ku grocie, zwała się wówczas drogą Leśną, w rzeczywistości zaś nie była to nawet droga, lecz karkołomna ścieżka; ani jednego domu nie było widać nad strugą Gave, rwącą przy wezbraniu wód nadbrzeżne ziemie, porosłe wierzbiną i wysokiemi trawami. Pustka i cisza przerywaną była jedynie huczeniem pieniącego się potoku. Na placyku Mar-