Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z ust księdza z zakonu Wniebowzięcia. Gdy Marya zamilkła, pan de Guersaint powiedział, iż mógłby przytoczyć co najmniej kilkanaście wypadków podobnych, tkliwszych i dziwniejszych jedne od drugich. Powoływał się w tym względzie na świadectwo Piotra, lecz ten, niepodzielając tych wierzeń, lekko tylko głową potrząsał. Nie chcąc zasmucać Maryi swem niedowiarstwem, Piotr silił się niesłuchać przytaczanych przykładów nadprzyrodzonych uzdrowień; patrzał wciąż przez szyby wagonu na pola, drzewa i domy ukazujące się to znów ginące, w miarę biegu szybko pędzącego pociągu.
Po za Angoulême rozpościerały się łąki poprzecinane zrzadka długiemi szeregami drzew topolowych, które rozchodziły się w promieniach jakby wielki rozłożony wachlarz zielony. Upał wzmagał się przed burzą a pociąg biegł przyśpieszonym pędem, jakby naglony chęcią odzyskania straconego czasu. Hucząc, pruł rozpalone powietrze, podniecony własnym swym ruchem.
Pomimowoli, Piotr wsłuchiwał się urywkowo w oderwane zdania cudownych opowieści, zadziwiony nadzwyczajnemi wydarzeniami uzdrowień. Snuły się one jedne po drugich, wtórując warkotaniu kół i trzęsieniu wagonów, jakby lokomotywa, w szalonym obłędzie samopas puszczona, unosiła tu zebranych do krainy dziwów i naprzyrodzonyzh widziadeł. Pędzili, wciąż pędzili naprzód, prując jakieś niezmierzo-