Strona:PL Zola - Lourdes.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Mówiąc to, wsunęła worek podróżny pod ławkę, tuż koło siebie.
— Niech pani zaczeka — rzekła siostra Hyacynta — usunę gdzie ten kubeł z wodą, bo on pani zawadza, ruszyć się nie pozwalając.
— Ależ nie, on nie zawadza. Zostaw go, moja siostro. Przecież trzeba, aby gdzieś stał, więc niechaj tu pozostanie.
I obydwie zabrały się do porządkowania rzeczy rozstawionych w wagonie, pragnąc by w najdogodniejszych warunkach dla ich chorych odbyła się oczekująca ich podróż. Martwiły się, że nie mogą wziąść Maryi do swego przedziału, lecz ona nie chciała się rozstawać z Piotrem i z ojcem; sąsiadując z nią wszakże, przechylały się często ku niej przez nizkie przegrodzenie, dzielące przedziały wagonu, który w pięciu swych przegrodzeniach, mieszczących po dziesięć miejsc każde, stanowił jakby jedną salę wspólną, objąć się dającą okiem przy każdej sposobności. Żółte gołe ściany drewnianego wagonu pokrywał biały sufit, nadając mu wygląd istotnej sali szpitalnej, sali w nieładzie, jakby na prędce urządzonego ambulansu. Z pod ławek wychylały się na wpół tylko ukryte przeróżne miednice, gąbki, szczotki, miotły i różne inne niezbędne przedmioty. Pociąg nie przyjmował bagaży, tłomoczki więc, walizki, drewniane skrzyneczki, pudełka z kapeluszami, worki i koszyki,